piątek, 13 lipca 2012

Zamiast wstępu czyli kto-co

Pomysł na tę wyprawę zrodził się daaaaaaawno temu. Mój przyjaciel Przemek twierdzi, że wspominałam mu o tym już kiedy chodziliśmy na zajęcia z francuskiego. Czyli gdzieś w okolicach 2003/2004 r. Chodzi o przejście wschodniej granicy polski. Na piechotę. Z dołu do góry. Zaczynając gdzieś w okolicach Medyki kończąc w zależności od tego ile sił starczy. Bo to cudowne miejsca, bo tak naprawdę nieznamy tej części Polski, bo zawsze jeżdżę hen daleko, a warto się pochylić i docenić to co obok. Oczywiście trzeba wspomnieć genialny przewodnik Polska Egzotyczna Grzegorza Rąkowskiego, który tą trasę zrobił spory czas temu. I nie dość, że zrobił to jeszcze fantastycznie opisał. Jest tam wszystko: mapki, rysunki, zdjęcia i świetne opowieści. Dla wielu ten przewodnik ma status kultowego, dla nas też stał się punktem wyjścia do wyprawy.

Pomysł wydaje się trochę szalony. Gdy wspominaliśmy o nim przyjaciołom i rodzinie pojawiały się głosy zachwytu i poparcia: super, fajnie, my też chcieliśmy tak zrobić, ale nie mieliśmy czasu, ooooo to kiedyś pójdziemy waszymi śladami. Ruszamy we dwójkę: ja i wuj. 13 lipca z Warszawy. Choć znamy się od moich 30 lat czas na to przyszedł dopiero teraz. Po tych wszystkich Andach, Alaskach, Himalajach. Lekką konsternację wywołuje to, że chcemy iść z plecakami, a nie jechać rowerami. Ale obydwoje uwielbiamy chodzić, do legendy przeszedł nasz 100 km marsz w Kampinosie więc uznajemy, że damy radę. Poza tym chodząc mamy szanse więcej zobaczyć, zatrzymać się, porozmawiać z ludźmi. A o to też nam chodzi. Ktoś mi kiedyś powiedział, że nie liczy się zaliczenie szczytu tylko kontemplacja. Całą sobą mogę się pod tym podpisać. Lubimy plany i plan mamy, ale nie będziemy się go na siłę trzymać. W ogóle ma tu nie być nic na siłę. Co się wydarzy to się wydarzy. Po prostu
J

        
                 
                   Oto my!                  
                   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz