wtorek, 17 lipca 2012

Dzień Czwarty. Cmentarzyska wśród traw

Dzień zaczynam od wizyty w aptece. Jak dalej wszystko mnie będzie gryzło (uczuleniowce mają ciężko) to bez wapna zamienię się w balon. Wczoraj przez chwilę kusiło mnie aby zrobić dokumentację ran, ale przeważyły względy estetyczne. Nie dziękujcie. Śniadanie zjadamy na ławeczce w towarzystwie miejscowych, mocno zawianych panów (a warto dodać, że jest 9 rano i siedzimy przy budynku gminy!). Jeden z nich (Karol jestem) dzielnie próbuje nawiązać z nami jakąkolwiek konwersację, ale okazuje się, że nie mówi w żadnym znanym nam języku. Takich odbijających się od krawężnika do krawężnika mieszkańców uzdrowiska jest tu wielu. Śpieszący do pracy ludzie opędzają się od nich jak od much (Idźże Stefan ode mnie bo ci jedzie… Wduć Ci trzeba to się uspokoisz… Ty luju niemyty….).

Najedzeni kierujemy się na ścieżkę przyrodniczą. Dziś będziemy raczej krążyć i zwiedzać niż wyrabiać rekord kilometrowy w linii prostej. Odległość między Horyńcem a Werchratą to jakieś 16 km a my szykujemy się na 30. Na mapie wygląda to jakbyśmy trochę się cofali, trochę kręcili czyli robili właśnie takie esy-floresy. I na tym odcinku – cytując co drugiego bohatera moich materiałów – na pewno każdy znajdzie coś dla siebie! Do wyboru m.in. stary cmentarz z pomnikiem Polaków poległych w walce z Ukraińcami,  zespół klasztorny franciszkanów i kapliczka z cudownym źródełkiem. Wszystko dobrze opisane, przygotowane na turystów, łatwe do odnalezienia. Jak dla nas to trochę za prosto.




        

 
                                        


                                             
Cmentarz w Horyńcu – Zdroju. Znany pomnik w postaci kolumny zwieńczonej zrywającym się do lotu orłem (no to już musicie sobie wyobrazić), u której stóp siedzi żołnierz. Dalej kapliczka ze źródełkiem w lesie dookoła Horyńca (woda leczy chorobę oczu) i kolejna, mniejsza w Nowinach Horynieckich.

Ale tak naprawdę największym odkryciem dzisiejszego dnia jest malutka miejscowość Brusno. Pierwszym powodem jest tamtejsza piękna cerkiew p.w. św. Paraskewii, z 1676 r. która wyrasta jakby …w przydomowym ogródku. Tak między sałatą i koprem. Zdumiewające ale prawdziwie. W dodatku można do niej wejść i zobaczyć ją od środka. Nikt nie pilnuje, nikt na nas nie zwraca uwagi.


                               

                                        



                                         


                                        


                                                   
                 Drewniana przydomowa cerkiew w Bruśnie p.w. św. Paraskewii. Wewnątrz i na zewnątrz
                   podparta drewnem. W środku wygląda jak stary, zapomniany zakład stolarski.
                                                                             Fascynujące.


Brusno jakby zatrzymało się w czasie. Do wsi nie dotarły zielone znaki z nazwami, jest więc wersja stara z czarnymi literami na białym tle. W pustym sklepie głównie mydło, denaturat i chleb. Na zewnątrz reklama bledniejąca StarFoods. W oknach kolorowe szarfy. Z jednej strony wsi walające się chałupy, z drugiej ozdobione kwiatami krzyże. Ludzie siedzą sobie na zewnątrz i patrzą w przestrzeń. Albo na dziury w drodze. Cisza.

Drugim skarbem Brusna jest stary cmentarz z licznymi nagrobkami …. bruśnieńskimi. Zachowały się na nim też oryginalne nagrobki ewangelików, które zamiast krzyża mają trójkąt. Wszystko ginie gdzieś w trawie i jeżynach. Za kilka lat zniknie zupełnie.

                             

                   


                                              Stary dom, cmentarz i nagrobki w Bruśnie

Dalsza trasa Polanka Horyniecka – Stara Huta – Werchrata to walka z materią map i przewodnika. Raz droga jest, innym razem powinna być ale skręca w złą stronę, szlak czerwony staje się zielonym, zamiast bunkrów są silosy, a jeszcze w zbożu straszą dziki. Nogi zmęczone, dokuczają stopy, kręgosłup domaga się przerwy. Ogólna obolałość i zmęczenie. Drażnią wcześniej nie zauważalne drobiazgi. Zielsko wchodzące w skarpety i obcierające skórę. Butelka z wodą, która przenosi ciężar plecaka na jedną stronę. Utytłana koszula. Zaliczamy przerwę motywacyjną (poziomki) oraz malowniczy zgon przy szosie (na górce, na zakręcie, wuj patrzy na lewo, ja na prawo). Do Werchraty, miejsca noclegu dochodzimy po godz. 20. Dom rekolekcyjny, który namierzyliśmy jest zamknięty, ale sołtysowa kieruje nas do męża gosposi księdza. Dostajemy malowniczy pokoik, z kolorowymi kocami, haftowanymi narzutami, żarówką zwisającą z sufitu i świętymi obrazkami na ścianach. Jesteśmy tak padnięci że nawet nie chce nam się myć.

1 komentarz:

  1. Szkoda, że popytaliście dokładnie miejscowych w Bruśnie. To co widzieliście to było tylko 30%. Brusno kryje wiele ciekawostek :)

    OdpowiedzUsuń