wtorek, 31 lipca 2012

Dzień Osiemnasty. Jedyne takie miejsce na świecie...


Pobudka o 6 rano. To kurant z pobliskiego kościoła wygrywa jakąś melodię. Ot uroki spania w domu pielgrzyma. Za to nikt się nie awanturuje i nie przeklina, nie potykamy się też o butelki z piwem
. Zwlekamy się z łóżek i chowamy do plecaka śmierdzące ciuchy (taaaak, niestety). Wuj goli się, okleja plastrami, a potem tradycyjnie marudzi.

Ja – Spójrz na to z innej strony. Zostało nam jeszcze tylko 6 dni!
Wuj – No to co! Wiesz, że żołnierze na wojnie to właśnie ginęli w ostatnich dniach?
Ja – Zaraz sobie zjesz jogurcik to ci się polepszy nastrój
Wuj – Jogurcik, jogurcik. Ja powinien dostać medal od spółdzielni mleczarskiej za zjadanie takiej ilości nabiału!

Po szybkim śniadaniu jeszcze rzut oka na Bazylikę Kodeńską albo inaczej Kościół św. Anny. Wygląda jak typowy kościół, który można spotkać w okolicach Starego Miasta w Warszawie. Góruje nad rynkiem i przytłacza wszystko inne. W środku mnóstwo złoceń i duże organy. Jest tam cudowny obraz Matki Boskiej Kodeńskiej zwanej Królową Podlasia Matką Jedności (każda bazylika ma jakąś cudowną Matkę Boską). Niestety nie zobaczyliśmy go bo został zasłonięty (odsłaniają go tak szybciutko, myk, myk, na 7:00 i o 7:30 już go zasłaniają
). A szkoda bo to obraz – uwaga – wykradziony przez Michała Sapiehę z Watykanu. Ot spodobał mu się, zabrał go a potem nie chciał oddać . I nie pomogło nawet obłożenie klątwą. A podobno jest takie przykazanie – nie kradnij.









 
Kościół św. Anny w Kodniu. Ufundowany przez Michała Sapiehę, budowany w latach 1629 – 1636. Jego pierwowzorem była (ekhm, ekhm) Bazylika św. Piotra w Rzymie. Złocenia kapią ze wszystkich stron.

 Nasz główny punkt programu dziś to Kostomłoty gdzie znajduje się jedyna na świecie (!!! – uwaga będzie trudne) katolicka parafia neuonicka obrządku bizantyjsko-słowiańskiego. Ufffff
. Czyli Cerkiew św. Nikity. Około 300 neounitów z Kostomłotów wyznaje taką wiarę. Ich zwierzchnikiem jest prymas Polski. Idea neounii narodziła się po odzyskaniu przez Polskę niepodległości po I wojnie. Władze Kościoła katolickiego postanowiły wówczas odnowić zwierzchność nad dawnymi parafiami unickimi, których wierni zostali zmuszeni w czasach rządów rosyjskich do przejścia na prawosławie. Ale ponieważ obawiano się ukrainizacji tych stron nowych parafii nie podporządkowano hierarchom greckokatolickim z galicyjskiej
części Polski. Utworzono więc nowy kościół. Do wybuchu wojny zdołano zorganizować kilkadziesiąt parafii neounickich, ale do dzisiaj pozostała tylko jedna - w Kostomłotach.













Cerkiew św. Nikity w Kostomłotach. Wybudowana w XVII w., ostatnio starannie wyremontowana, zawiera cenny ikonostas pochodzący z okresu budowy świątyni. Patronuje jej męczennik – rzymski legionista Nicetas, który oddał życie za Chrystusa w 370 r. na terenie dzisiejszych Węgier. Bez problemu można ją zwiedzać a miejscowy kapłan jest bardzo życzliwy dla turystów. 







kapliczka, która znajduje się obok cerkwi. Nie mogłam oderwać oczu od malowideł.

 Opuszczając Kostomłoty zahaczamy o sklep spożywczy w celu nawodnienia się. Stojący, a raczej kiwający się obok niego panowie bardzo chcą nas wciągnąć do rozmowy. Pytają się więc czy jesteśmy parą czy małżeństwem
! Taka sytuacja zdarza się tu już nie pierwszy raz. Wszyscy podejrzewają, że wiążą nas inne stosunki niż rodzinne i za cholerę nie wiemy dlaczego. Po raz kolejny patrzymy stropieni po sobie – nie wiadomo czy wuj ma się cieszyć, że tak młodo wygląda, czy ja dołować, że wyglądam tak staro. W każdym razie zaprzeczamy a potem tłumaczymy nasze koligacje i cel wędrówki. Na to pan bardziej się chwiejący i roznegliżowany odpowiada: no to taki wuj…. to hoho…. Z takim wujem to wszędzie można!!! ….. to gratulacje!.....nooooo! W sumie to niezłe podsumowanie wuja więc śmiejąc się żegnamy i idziemy na Terespol.







  Pola znad Terespola. O dziwo robi się coraz bardziej jesiennie. Na drzewach żółkną liście, czerwienieje też jarzębina. Nie ma już malin, coraz smaczniejsze za to są jabłka. No i czas już zbierać słomę


Droga do Terespola jest ….hm…… nudna. Maszerujemy asfaltówką, wuj niecierpliwi się brakiem wiadomości na temat meczu siatkówki (Polska-Bułgaria), koło nas pędzą samochody, zmuszając często do zejścia z drogi albo zatrzymania się. Czuć że zbliżamy się do miasta. Dookoła porządne domy, z pięknymi ogródkami, ozdobnymi wiatrakami i samochodami w garażach. Żadnych walających się chałup czy zabiedzonych psów uwiązanych do bud. 3 km przed wjazdem do miasta na poboczu wyrasta elegancki chodnik. I tą promenadą z kostki maszerujemy do centrum. Dziś nocleg w Miejskim Ośrodku Kultury. Cały budynek mamy dla siebie, łącznie z siłownią i salą gimnastyczną.
Ale ledwo co wchodzimy po schodach, więc o zwiedzaniu nie ma mowy. Resztkami sił zachodzimy jeszcze do Tesco. Wuj od razu wrzuca do koszyka 2 batony. Taka nagroda na wieczór.

Przy rozwidleniu dróg wuj koniecznie chce iść w lewo
. Obiecuje mu, że następny dzień będzie mniej forsowny i wreszcie skręca w prawo. A na samym dole obrazek witający wszystkich wjeżdżających do Terespola. Niewątpliwie zachęca do odwiedzin tego miasta .





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz