Poranek dość leniwy. W nocy okrągły księżyc zaglądał nam przez okno i
wybudzał ze snu. Budzik był więc przestawiany 2 razy. Ale nie ma się gdzie
spieszyć. Mamy psychiczny luz. Jesteśmy już na terenie województwa mazowieckiego
(gdy wczoraj przekraczaliśmy granicę wuj zakrzyknął: hurra!). Nie jest daleko i
nie zapowiada się nic strasznego. Nikt nawet nie wspomina o bolących stopach.
Ze względu na dzisiejszy ważny przystanek– Grabarkę – przygotowuję zestaw z
długim rękawem i nogawką. I po spakowaniu wszystkich kabli, notatek, zwiniętych
w trąbkę ciuchów i zapakowanego w torbę Stokrotka śpiwora ruszamy.
Ciekawostki spotkane na drodze. Moją uwagę zwraca
oryginalny przystanek autobusowy i wieś mająca jakieś 100 m. :-)
Kierunek, północny zachód. Stary szlak kupiecki, którym maszerujemy musi być bardzo wiekowy. Po pierwsze znaki są ledwo czytelne, po drugie malowane nie tyle z przodu i z tyłu drzewa (tak, żeby mogli je widzieć turyści idący w obu kierunkach) ale jakoś tak z boku. Czyli można je zauważyć dopiero stojąc w poprzek drogi na wprost znaku. Dziwne. Po drodze zatrzymuje nas samochód, kierowca proponuje podwiezienie. Gdy mówimy, że idziemy nie tyle do najbliższej wsi ile na świętą górę – oferuje podwózkę nawet i tam. Grzecznie jednak dziękujemy i przekonujemy, że damy radę. Macha nam wesoło na pożegnanie i odjeżdża. Po drodze mijamy jeszcze kilkoro rowerzystów (mniej lub baaaaardziej roznegliżowanych) i po12 km
dochodzimy na miejsce. Przy wejściu autokary i grupa pielgrzymów, ale to
najbardziej popularne miejsce w rejonie więc trudno się dziwić. Ja od razu
przyssawam się do cudownego źródełka i gaszę pragnienie chłodną wodą.
Cudowne źródełko u podnóża Grabarki
Grabarka to miejsce dla pielgrzymów szczególne. Badania wskazują, że pierwszy
ośrodek kultowy powstał tam na początku XVIII wieku jako sanktuarium
greckokatolickie. Wg legendy i zachowanych relacji w lipcu 1710 w pobliskich
Siemiatyczach wybuchła epidemia cholery. Spanikowani mieszkańcy miasta, zaczęli
masowo je opuszczać kryjąc się w okolicznych lasach. Jednak nieznany z nazwiska
mieszkaniec Siemiatycz dostąpił wówczas objawienia, w czasie którego usłyszał,
że jedyną drogą ratunku jest udanie się na górę Grabarkę z krzyżem. Opowiedział
swój sen parochowi parafii unickiej ks. Pawłowi, który uznał ten sen za
objawienie Boże. Zaprowadził więc ludność
miasta na wzgórze, spod którego wypływał strumień. Ci, którzy napili się wody
ze strumienia ocaleli. Legenda mówi, że po tym wydarzeniu nikt więcej nie zmarł
w wyniku choroby. W tym samym roku ludzie ocaleni z zarazy wznieśli na górze
drewnianą kaplicę jako podziękowanie za życie. Do dziś mnóstwo ludzi z okolicy
wierzy w cudowne właściwości źródełka i przyjeżdża z wielkimi baniakami aby je
napełnić wodą. A dookoła świątyni wznosi się teraz mnóstwo krzyży, z którymi
pielgrzymują pątnicy.
Dziś na Grabarce znajduje się utworzony w 1947 r. monaster żeński św. Marty i
Marii. Do tego trzy klasztorne cerkwie (Przemienienia Pańskiego, Ikony Matki
Bożej „Wszystkich Strapionych Radość” i Zaśnięcia Przenajświętszej Bogurodzicy).
Główna dostępna dla wiernych cerkiew Przemienienia Pańskiego jest utrzymana w
bardzo dobrym stanie. Nie została zniszczona podczas wojny, nie została też
zamknięta w czasie akcji rewindykacji dawnych świątyń katolickich. Spora,
bogato zdobiona, ma w sobie jednak coś uspokajającego. Przez wąskie okna nie
wpada zbyt wiele światła. W powietrzu zapach świec, które palą się obok
ikonostasu wymieszany z drewnem ścian. Kobiety trzykrotnie padające na kolana
przed cudownymi obrazami i całujące ikony. Cisza, która pozwala się na moment
zatrzymać. Odetchnąć. Oprzeć głowę. I tylko stojąca w rogu młoda dziewczyna,
która przypomina co rusz niedzielnym turystom, że nie wolno robić zdjęć.
Święta Góra Grabarka i cerkiew Przemienienia PańskiegoPo wizycie na świętej górze ruszamy na Siemiatycze. To nasz dzisiejszy przystanek końcowy. Jest wcześnie, lekko więc w ogóle się nie śpieszymy. Zrywamy po drodze jabłka i porzeczki a wuj z chęcią korzysta z przystanków i wyleguje się na plecaku. Ze znalezieniem noclegu mieliśmy wczoraj spory problem. Właściciele żądali najwyższych cen na całej naszej trasie. Próbowaliśmy z wujkiem przypomnieć sobie co jest takiego w Siemiatyczach, żeby żądać za nocleg w hotelu 190 pln. (!) a na kwaterze 60 pln za osobę ale nie byliśmy w stanie dociec. W końcu ostatni numer telefonu jaki znaleźliśmy w Internecie zawiódł nas do Zajazdu u Kmicica. Zirytowani wysokimi cenami z chęcią przystaliśmy na pokój 2 osobowy, nie przejmując się lokalizacją. Dopiero w trakcie marszu okazało się, że ów Zajazd znajduję się na samym końcu Siemiatycz tuż obok tablicy wyjazdowej z miasta L. Dosłownie. Typowy zajazd przelotowy, dla kierowców tirów i tych, którzy nagle w trasie muszą gdzieś zanocować. No nie był to najlepszy wybór bo musieliśmy drałować4 km
od centrum (lekka przesada), ale trudno. Wuj gdy doszedł na miejsce stwierdził
tylko: ooooo, to ja już na zakupy do miasta raczej nie idę. Więc ja zostawiłam
ciuchy i znowu maszerowałam w tą i z powrotem w poszukiwaniu Biedronki i
bankomatu. Aaaaaaa. Oczywiście miejscowi nie znają czegoś takiego jak bankomat,
mam wrażenie że w ogóle nie znają swojego miasta, bo nie potrafili mi
odpowiedzieć na proste pytania (do cerkwi w lewo czy w prawo?). Podobnie pani w
informacji na dworcu PKS też nie była pewna czy jakiś autobus w interesującym
nas kierunku jest czy nie ma (ale nie chciało jej się sprawdzić, no bo po co?).
Wracałam w deszczu, wlokąc się noga za nogą i odpierając końskie zaloty
młodzieńców, którzy mijali mnie samochodami. Pocieszeniem był bardzo fajny
kwartalnik Nadbużański Kraj, który kupiliśmy pod Grabarką. Wieczór spędziłam
więc leżąc na łóżku i pochłaniając zachłannie kolejne artykuły. Prawdziwa
przyjemność po prawie 3 tygodniach postu.
Tradycyjnie już Siemiatycze subiektywnie
oryginalny przystanek autobusowy i wieś mająca jakieś 100 m. :-)
Kierunek, północny zachód. Stary szlak kupiecki, którym maszerujemy musi być bardzo wiekowy. Po pierwsze znaki są ledwo czytelne, po drugie malowane nie tyle z przodu i z tyłu drzewa (tak, żeby mogli je widzieć turyści idący w obu kierunkach) ale jakoś tak z boku. Czyli można je zauważyć dopiero stojąc w poprzek drogi na wprost znaku. Dziwne. Po drodze zatrzymuje nas samochód, kierowca proponuje podwiezienie. Gdy mówimy, że idziemy nie tyle do najbliższej wsi ile na świętą górę – oferuje podwózkę nawet i tam. Grzecznie jednak dziękujemy i przekonujemy, że damy radę. Macha nam wesoło na pożegnanie i odjeżdża. Po drodze mijamy jeszcze kilkoro rowerzystów (mniej lub baaaaardziej roznegliżowanych) i po
Cudowne źródełko u podnóża Grabarki
Święta Góra Grabarka i cerkiew Przemienienia PańskiegoPo wizycie na świętej górze ruszamy na Siemiatycze. To nasz dzisiejszy przystanek końcowy. Jest wcześnie, lekko więc w ogóle się nie śpieszymy. Zrywamy po drodze jabłka i porzeczki a wuj z chęcią korzysta z przystanków i wyleguje się na plecaku. Ze znalezieniem noclegu mieliśmy wczoraj spory problem. Właściciele żądali najwyższych cen na całej naszej trasie. Próbowaliśmy z wujkiem przypomnieć sobie co jest takiego w Siemiatyczach, żeby żądać za nocleg w hotelu 190 pln. (!) a na kwaterze 60 pln za osobę ale nie byliśmy w stanie dociec. W końcu ostatni numer telefonu jaki znaleźliśmy w Internecie zawiódł nas do Zajazdu u Kmicica. Zirytowani wysokimi cenami z chęcią przystaliśmy na pokój 2 osobowy, nie przejmując się lokalizacją. Dopiero w trakcie marszu okazało się, że ów Zajazd znajduję się na samym końcu Siemiatycz tuż obok tablicy wyjazdowej z miasta L. Dosłownie. Typowy zajazd przelotowy, dla kierowców tirów i tych, którzy nagle w trasie muszą gdzieś zanocować. No nie był to najlepszy wybór bo musieliśmy drałować
Tradycyjnie już Siemiatycze subiektywnie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz