sobota, 13 lipca 2013

Dzień Dwudziesty. W poszukiwaniu Krzyżaków


Budzę się o 5 – pada, budzę się o 6:30 – wciąż pada. Kiedy godzinę później w końcu dochodzę do wniosku, że dłużej spać nie będę budzę wuja i każe mu wyjrzeć przez okno i podjąć decyzję. Sprawdzamy stan naszych ciuchów i butów (gacie suche, wysuszone na grzejniku od lodówki!!!, buty zgnojone) i pada decyzja zostajemy. Wuj tłumaczy, że nie będzie miał żadnej przyjemność spacerując gdziekolwiek w takich warunkach i nie ma sensu już iść na rekord. Postanawiamy więc zakończyć nasz marsz i na deser rozkoszować się kulturalną ofertą Kętrzyna. Na początek suniemy na śniadanie (Mam założyć buty Elizko czy iść w klapkach?...  E wuj, idź w czym chcesz… Ja idę w piżamie, i tak się nikt nie zorientuje….). Tam zastajemy grupę Niemców i rzucamy się na biały ser z chałką. Później robimy obowiązkową dokumentację fotograficzną bałaganu w naszym wspaniałym pokoju (o rany co za syf, musimy to posprzątać… wuj, nic nie będziemy sprzątać, to przecież nasz prywatny bałagan…. No ale strasznie śmierdzi…. No też mi odkrycie, wiadomo że śmierdzi….). W końcu zaopatrzeni w mapkę ruszamy na miasto. Obowiązkowym punktem programu są kościoły i zamek krzyżacki. Ten ostatni prawie, że przegapiamy okazuje się bowiem ….. dość, hmmm, niepozorny. Śmiejemy się, że to musiał być jakiś domek letniskowy albo co. Pochodzi z XIV wieku ale rzecz jasna był wielokrotnie przebudowywany, pierwotnie był siedzibą prokuratora krzyżackiego. Ale po wybuchu wojny trzynastoletniej zbuntowani mieszkańcy Kętrzyna zamek zdobyli i prokuratora utopili w stawie. Obok zamku znajduje się gigantyczna bazylika kolegiacka św. Jerzego. To najlepiej zachowany kościół obronny na Mazurach. Cechuje go ciekawa rzecz. Jego oś jest przesunięta, co oznacza, że prezbiterium nie leżą dokładnie w centrum ale są przesunięte na lewe. To dość intrygujące jeśli stojąc na środku kościoła nie widzi się ołtarza ;-). Kościół posiada też sklepienia kryształowe, relikwie św. Jana Pawła (kropla krwi, hmmmm) oraz kacer. Baptysterium wzorowane jest architektonicznie na wzór Ostrej Bramy. I z tejże bazyliki tradycyjnie na początku lipca rozpoczynają się pielgrzymki do Wilna, w tym właśnie ta którą widzieliśmy.
Naszą ciekawość budzi również wieża widokowa. Wspinamy się po drewnianych schodach na samą górę i przez wąskie okienka fotografujemy miasto (eeeeee, nic nie widać... jak to nie widać Wuj, wyjrzyj tutaj... za małe okienko....to wsadź tylko głowę!)
Po zwiedzeniu bazyliki ruszamy dalej, zahaczamy o piękny, ślicznie malowany kościółek, obserwujemy leniwe sobotnie życie mieszkańców Kętrzyna, niemieckie murowane kamienice i rozmaite sklepy w rodzaju mydło i powidło (wujka zachwycają zwłaszcza ciucholandy o nazwach: Paryżanka, Szmizjerka, Moda z Las Vegas, mnie cukierenki z ciastkami jak z obrazka w witrynach). Oglądamy pomnik słynnego Kętrzyńskiego, patrona miasta a nawet okolice dworca PKP. Ot takie sobie spokojne kilkutysięczne miasteczko powiatowe. Trochę kropi, trochę wieje, rzeczy suszą się na nas. Spokojnie i godnie drepczemy po głównych uliczkach. I nie przejmujemy się, że nie zdążymy gdzieś dojść, że zgubiliśmy szlak, czy kończy nam się woda. W sumie bardzo przyjemne podsumowanie naszego końca wędrówki i takie powolne wyhamowywanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz