wtorek, 9 lipca 2013

Dzień Szesnasty. Nudy na pudy

Czy można iść i jednocześnie przespać cały dzień? A więc proszę państwa można. Dzisiejszy odcinek był najnudniejszy z dotychczasowych. Przedreptałam go jakoś tak bez refleksji co kwadrans ziewając. Próbowaliśmy zawiesić oko na czymkolwiek ale było trudno. Trasą do przejścia był dystans Puńsk – Wiżajny. W tym miejscu kończy się przewodnik według którego idziemy więc też atrakcji miało być z założenia mniej (I o czym on pisał tutaj wuj? Bo ja nie rozumiem…….Nie wiem, chyba podniecał się tymi wioskami, albo co…..). Znowu rzecz jasna szliśmy za szybko. W Rutce Tartak zalegliśmy więc w okolicy ronda i przez 45 minut gapiliśmy się przejeżdżające samochody. Zadzwoniliśmy też na kwaterę uprzedzając, że będziemy wcześniej. A potem pola, krowy, łąki, znowu krowy, asfalt, łąki, łąki, szukanie szlaku, etc. Wuj nie zrobił dzisiaj żadnego zdjęcia. Ja, może 3-4. Uhonorowany został napis na płocie – Szkółka Roślin Ozdobnych Orzechowscy obok skrętu na przejście graniczne w Budzisku oraz tzw. Arka Noego – wesoły ogródek wypełniony po brzegi rozmaitymi figurkami zwierzątek (pieski, kotki, bociany, czaple, ślimaki, krasnoludki, żabki, rybki, kozy, łabędź i gęsi) w towarzystwie Jezusa tudzież Noego. Do Wiżajn dochodzimy po 16 i jesteśmy tak zmęczeni, że kładziemy się do łóżek. Wygania nas z nich godzinę później poczucie obowiązku i chęć znalezienia sklepu. Wuj na pocieszenie kupuje sobie zestaw barowy (piwo, chipsy i ciasteczka), ja łapię Gazetę Współczesną. Przechodząc przez centrum wsi napotykamy też niezwykłe zjawisko – uwaga, uwaga!!!! – pielgrzymkę . Okazuje się, że to niewielka grupa pątników (ok. 100 osób) idzie z Kętrzyna do Ostrej Bramy w Wilnie. Rzucamy okiem na ich trasę i wychodzi na to, że interesujący nas odcinek pokonali w tym samym tempie w jakim my mamy zamiar (szacunek! ). Wyglądają miło i serdecznie, śpiewają i machają (nic dziwnego, w sumie nie mają bagaży )) a pozdrawiają ich mieszkańcy gminy, którzy w tym celu specjalnie wyszli popatrzeć na ulicę. To przynajmniej ciekawy akcent na zakończenie dnia. Po powrocie ja znów zawijam się pod kołdrę a wuj chrupiąc chipsy rozwiązuje krzyżówki. W łazience jak zawsze nie da się wyregulować wody (albo wrzątek albo nic) – to chyba jakaś choroba lokalnych kanalizacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz