poniedziałek, 8 lipca 2013

Dzień Piętnasty. Ogórki w Kompocie

Wędrówka z Sejn do Puńska obfituje w szereg wesołych nazw małych miejscowości. Jesteśmy coraz bliżej Litwy, część tych obszarów kiedyś do niej należała obok nazw polskich pojawiają się jednocześnie litewskie. Na początek Bubele i Gawieniańce (aż 6 chałup), później Buda Zawidugierska i Wiłkopedzie (ooooo Elizko, Wikipedie…. Wuj, Jezuuuu, kup sobie w końcu okulary bo zgubisz się beze mnie….) a na koniec jezioro Ogórki w miejscowości Kompocie (no taaak Basiu… no mówię Ci…. Ogórki w kompocie…. Jak to nie rozumiesz?). Mamy trochę językowej radości i przez pewien czas staje się to tematem do rozmów (Trudno się nie śmiać kiedy przy drodze stoi bardzo duży, poważny krzyż a na dole wdzięczny napis – Ogórki). Trasa łatwa, wędrujemy bystro. Co jakiś czas telefon przełącza się na czas litewski i próbuje mnie oszukać zmianą operatora. Słońce miło grzeje, spotykamy aż jednego rowerzystę. Gdzieniegdzie napotykamy też głazy upamiętniające coś z historii Polski i Litwy, ale ponieważ napisy są w obcym języku nie możemy zbytnio dociec o co chodzi. Zauważamy też że bardzo popularną formą staje się w tym regionie stawianie tuż obok domów wielkich głazów z wyrytym numerem miejscowości. Wygląda to dość pomnikowo. Do Puńska, który nazywany jest polską stolicą Litwinów, trafiamy późnym popołudniem. Miejscówkę mamy w ścisłym centrum a miła gospodyni oddaje nam do dyspozycji śliczny, mały zadbany domek. Są tam 3 pokoje, łazienka i kuchnia oraz miły ogród z mięciutką trawą i malinami na krzaku (zrywam całą miskę, mniam ). Sama miejscowość też jest urocza. Mieszka w niej podobno tylko 1000-1100 osób, z czego większość to Litwini. Język ten słychać zresztą we wszystkich sklepikach. Jest tam i urząd i policja i kiosk ruchu i karczma i dom kultury. Do tego kościółek, kilka drewnianych sklepów odzieżowych, fryzjer i bank (czyli to co powinno być). Wszystko schludne i zadbane, bardzo mi się tu podoba. Robimy sobie zdjęcia nad jeziorem Punia i wracamy do domu. Herbatka na ganku smakuje znakomicie. Małym zgrzytem okazuje się próba znalezienia noclegu w Węgorzewie (gdzie mamy trafić za 3 dni). Dzwonię praktycznie bez przerwy przez 2 godziny, jestem też skłonna zabookować coś w jakimś Resort & Spa niestety wszędzie nic. Ktoś przytomnie zdradza mi, że akurat wtedy w Węgorzewie rozpoczyna się jakiś festiwal i raczej możemy odpuścić sobie szukanie miejsca. Nie bardzo nam to pasi ponieważ miejscowość trudno ominąć szukam więc w Internecie jakichkolwiek innych opcji. Wreszcie jest! Pensjonat Przystań. Co prawda jakieś 2,5 km od centrum i za 120 pln ale trudno. Nie trzeba zmieniać trasy i można spokojnie pójść spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz