A więc ruszamy. Znowu. Wuj
i ja. Zeszłoroczna wyprawa tak nam przypadła do gustu,
że już od początku roku zaczynamy obydwoje nieśmiało napomykać o jej kontynuacji. Początek jest oczywisty – Drohiczyn, a więc tam dokąd doszliśmy poprzednim razem. Koniec – nieznany. Ale gdzieś na górze, na północy Polski, po ok. trzech tygodniach. Wuj znowu otrzymuje zadanie opracowania trasy i swoich słynnych karteczek, ja staram się przeanalizować wcześniejszy marsz i lepiej przygotować nas do nadchodzącego (trochę się tego nazbierało ale o tym później, między tak zwanymi wierszami).
Startujemy 23 czerwca. W niedzielne, leniwe popołudnie wsiadamy w
autobus z Dworca Wschodniego i kierujemy się w stronę Drohiczyna. Oczywiście
jesteśmy jedynymi z nielicznych pasażerów, swobodnie pozostawiamy więc plecaki
na siedzeniach obok. że już od początku roku zaczynamy obydwoje nieśmiało napomykać o jej kontynuacji. Początek jest oczywisty – Drohiczyn, a więc tam dokąd doszliśmy poprzednim razem. Koniec – nieznany. Ale gdzieś na górze, na północy Polski, po ok. trzech tygodniach. Wuj znowu otrzymuje zadanie opracowania trasy i swoich słynnych karteczek, ja staram się przeanalizować wcześniejszy marsz i lepiej przygotować nas do nadchodzącego (trochę się tego nazbierało ale o tym później, między tak zwanymi wierszami).
Plan na dzisiejszy dzień – kontemplacja i przygotowanie psychiczne. Obserwujemy zmieniające się krajobrazy, staramy się przypomnieć szczegóły trasy, rozmawiamy o głupotach. Pod koniec podróży pogoda zmienia się na deszczową. Do tego stopnia, że woda tryska spod kół autobusu, tak iż mamy wrażenie, że płyniemy łodzią. Na szczęście gdy wysiadamy w Drohiczynie nieco się przejaśnia.
Na początek kierujemy się do znajomego pensjonatu u Ireny, potem na spacer, aby obwąchać znajome miejsca. Wuj co nieco protestuje, przez całą podróż robi sobie bowiem smak na obiad.
Miasteczko prawie się nie zmieniło. Te same 2 sklepiki, ta sama lodziarnia, ta sama trasa prowadząca na górę zamkową. Ponieważ mamy ciut więcej czasu postanawiamy przejść się w stronę przystani promowej mając nadzieję, że tym razem prom będzie na miejscu (w zeszłym roku go niestety ukradli ;-) Znajdujemy i prom i kilkoro miłośników wędkarstwa tudzież komarów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz